Wszystkie łapki na pokład! O marynarzu Olim, który jest… kotem

Ewa Potępa

Ewa Potępa

Ten tekst przeczytasz w 5 minut

Chociaż nie wygląda jak typowy marynarz, to swoim doświadczeniem mógłby obdzielić niejednego aspirującego adepta sportów wodnych. Pływa od ponad pięciu lat, uczestniczył w rejsie przez morze Tasmana do Nowej Zelandii, a ostatnio wziął udział w znanych na całym świecie regatach Rolex Sydney Hobart Yacht Race. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Oli jest… kotem.

kot oli na pokładzie

fot. kadr z filmu NBC Australia

Od pierwszej edycji w 1945 roku regaty wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii przyciągają najróżniejszych zawodników – od magnata Ruperta Murdocha, przez gwiazdę australijskiego krykieta Michaela Clarke’a, po byłego premiera Wielkiej Brytanii sir Edwarda Heatha. Jednak nikt nie spodziewał się, że w wyścigu weźmie udział… kot. Właściciel Oliego, Bob Williams, zaznacza, że kiedy zdecydował się na udział w regatach, było dla niego jasne, że kot płynie z nimi. W końcu jest równoprawnym członkiem załogi. Zapytany o zdanie Cruising Yacht Club of Australia przyznał, że nie ma żadnych formalnych przepisów, które zabraniałyby kotom uczestnictwa w regatach. Zaznaczył również, że obecność zwierząt (w tym kotów) na pokładach statków ma bardzo długą tradycję. 

Czy koty mają chorobę morską?

Oli – bo tak ma na imię puchaty żeglarz – pływa nie od dziś. Jego właściciel, emerytowany oficer marynarki Bob Williams, tak mówi o swoim towarzyszu:

To doświadczony żeglarz. Spędził już kilka lat na łodzi. Przepłynął ze mną do Nowej Zelandii i z powrotem. Nie ma problemu z zachowaniem równowagi na statku, a pływanie sprawia mu przyjemność.

Przyznaje również, że chociaż Oli świetnie czuje się na pokładzie, to na początku musiał mierzyć się z przypadłością, która dopada każdego marynarza ruszającego w dłuższy rejs:

Oli z początku cierpiał na chorobę morską… ale teraz czuje się dobrze. Cieszy się życiem, ale jest bardzo rozsądny… Kiedy tylko zrobi się niebezpiecznie, znika na dole, by znaleźć miłe, bezpieczne miejsce, w którym zwija się w kłębek.

Jeśli więc zastanawiacie się, czy koty również mogą mieć chorobę morską, to okazuje się, że tak! 

Kot za burtą!

W przypadku „kota za burtą”, podobnie jak każdego innego członka załogi, wdrażana jest specjalna procedura. Chociaż istnieją specjalne kamizelki ratunkowe dla zwierząt, to Oli bardzo stanowczo odmawia jej noszenia.

Jest jak Houdini – śmieje się Bob. – Wydostanie się i ucieknie ze wszystkiego, co mu się nie podoba.

Jak więc postępować w sytuacji, gdyby kocur wypadł za burtę? Załoga ma zawsze pod ręką ręcznik lub grubą linę, którą w sytuacji awaryjnej można rzucić za burtę, by Oli mógł się jej złapać. Chociaż koty nie przepadają za wodą, to potrafią pływać. Sam Oli zademonstrował swoje zdolności pływackie, gdy któregoś dnia musiał się salwować ucieczką do wody przed nadgorliwym psem… 

Trzeba jednak pamiętać, że mając na pokładzie zwierzaka, najważniejsze jest zachowanie rozsądku. Jesteśmy za niego odpowiedzialni i musimy dbać o jego wygodę i bezpieczeństwo. Dlatego też Bob tuż przed wyruszeniem w rejs zaznaczył, że zamierza płynąć w kierunku Hobart w spokojnym tempie, by niepotrzebnie nie narażać załogi oraz Oliego. Tym bardziej że prognozy pogody nie były najbardziej optymistyczne.

Długoletnia tradycja kocich rejsów

Regaty Sydney–Hobart to jedno z największych i najważniejszych tego typu wydarzeń na świecie. Co roku w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia startuje wyścig, w którym zawodnicy muszą pokonać 630 mil morskich, czyli około 1167 kilometrów. Pomysł na regaty narodził się w maju 1945 roku, kiedy to niewielka grupa entuzjastów żeglarstwa z Sydney postanowiła, że rejs, który zaplanowali na drugi dzień Bożego Narodzenia, stanie się ciekawszy, jeśli doda się do niego szczyptę rywalizacji. Tak zaczęła się historia wyścigu, który szybko stał się jednymi z najważniejszych wyzwań sportowych na świecie. 

Trasa o długości 628 mil morskich uznawana jest za jedną z najbardziej wymagających tras regatowych na świecie. Sydney Hobart Yacht Race wymaga od zawodników niezwykłego zgrania i koordynacji całego zespołu. To także test wytrzymałości zarówno fizycznej, jak i psychicznej. 

Począwszy od spektakularnego startu, jachty opływają Sydney Heads, następnie płyną wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża Australii, by dostać się do znanej z kapryśnej pogody Cieśniny Bassa. Potem łodzie płyną wzdłuż wschodniego wybrzeża Tasmanii, opływają Storm Bay, by wpłynąć na rzekę Derwent i pokonać ostatni odcinek do mety w porcie Hobart. Taka trasa czekała też Oliego.

Sylph VI

To starsza i cięższa łódź. Może i ukończymy regaty jako ostatni, ale jesteśmy tu po to, żeby się dobrze bawić i być częścią tego wyjątkowego wydarzenia – powiedział Bob przed rejsem. 

Jacht, na którego pokładzie wystartowali Bob i Oli, został zbudowany w 1960 roku, co czyni go najstarszą łodzią biorącą udział w tegorocznych regatach. Bob dwukrotnie wyruszył nią w rejs dookoła świata. Do jego ostatnich osiągnięć należy opłynięcie globu w 193 dni. Sylph VI brał udział w regatach Sydney Hobart sześć razy, ostatni raz miał miejsce w 1972 roku. 

Zainteresowanie mediów kocim rejsem

Ponieważ regaty Rolex Sydney Hobart Yacht Race cieszą się ogromny zainteresowaniem mediów (na równi z Wyścigiem o Puchar Melbourne czy Australian Open) historia Oliego szybko wzbudziła ciekawość opinii publicznej. Losy kocura-żeglarza śledzili fani z całego świata.

Podczas jednej z rozmów telefonicznych słyszeliśmy, że obecność Oliego wzbudziła zainteresowanie widzów, ale to, co zobaczyliśmy po przypłynięciu do portu, było naprawdę wzruszające – przyznał Bob.

7 dni, 19 godzin, 26 minut i 15 sekund

Zgodnie z przewidywaniami Sylph VI jako ostatni przekroczył linię mety. Przepłynięcie trasy Sydney-Hobart zajęło załodze 7 dni, 19 godzin, 26 minut oraz 15 sekund. Pomimo że główne uroczystości związane z zakończeniem regat miały miejsce parę dni wcześniej, na załogę Sylpha VI na pomoście czekała pokaźna grupa fanów.

Około 40 osób stało na brzegu, by powitać „kocią dywizję” – jak żartobliwie nazwano załogę Sylpha. Niektórzy trzymali w rękach transparenty, inni przywieźli ze sobą niewielkie podarki dla żeglarzy. Del Smith przyjechała specjalnie z Margate (miejscowości oddalonej około 30 minut od Hobart) po to, by nagrodzić Oliego smakołykami, zabawkami oraz wręczyć mu list od jej własnego kota – Miffy.

Załoga jachtu Showdown, który również brał udział w regatach, zostawiła Oliemu spersonalizowany transporter, by kocur mógł wypić z resztą załogi tradycyjne piwo w pubie Customs House. 

Właściciel Oliego, Bob, nie ukrywał wzruszenia takim przywitaniem.

Naprawdę się tego nie spodziewałem – mówił w wywiadach. 

Czy Oli jest pierwszym kotem na trasie Sydney–Hobart?

Chociaż udział w tak niezwykle wymagających i niebezpiecznych regatach jest niezwykle imponującym osiągnięciem nawet dla człowieka, a co dopiero dla kota, to doniesienia prasowe z 1947 roku wskazują, że Oli nie jest pierwszym kocim żeglarzem w historii regat Sydney–Hobart. 

Artykuł z Pittsworth Sentinel z 10 stycznia 1947 roku donosił, że: „kot w załodze należał do państwa O'Brienów z keczu gaflowego Connella”.

national library od austraia.jpg
fot. National Library of Australia

Brian (Mick) O'Brien i Dagmar O'Brien to duet małżeński, który brał udział w wyścigu, jednak nigdy go nie ukończył. Załoga została zmuszona do wycofania się z regat w Cieśninie Bassa. A to znaczy, że Oli może nie jest pierwszym kotem, który wziął udział w regatach Sydney–Hobart, ale jako pierwszy mruczek je ukończył! Dlatego w imieniu całej redakcji składamy gratulacje na jego łapki. 

Pierwsza publikacja: 19.01.2024

Podziel się tym artykułem:

Ewa Potępa
Ewa Potępa

Miłośniczka dobrego jedzenia i podróży. Za punkt honoru stawia sobie pogłaskanie każdego napotkanego kota. W poprzednim życiu była Pandą Wielką.

Zobacz powiązane artykuły

Pchełka – kotka, która straciła w powodzi łapkę, ale nie nadzieję

Ten tekst przeczytasz w 3 minuty

Wrześniowa powódź, która nawiedziła południowo-zachodnią Polskę, dotknęła nie tylko ludzi, ale także bezbronne zwierzęta. Woda zalała kolejne miejscowości, niosąc ze sobą ogromne zniszczenie. W takich momentach zwierzęta stają się całkowicie zależne od ludzkiej pomocy. Wśród tych ofiar znalazła się Pchełka – mała kotka, której życie diametralnie się zmieniło. Historia Pchełki jest jedną z tych, które poruszają serca i przypominają, że nawet w najgorszych chwilach warto walczyć o każde życie.

pchełka - straciła w powodzi łapkę

undefined

Room 8. Opowieść o kocie, który adoptował klasę

Ten tekst przeczytasz w 6 minut

Na rogu Baxter Street i Echo Park Avenue w Los Angeles znajduje się szkoła Elysian Heights. Jeśli będziecie w jej pobliżu, uważnie patrzcie pod nogi – na chodniku, tuż przy samym ogrodzeniu, wydrapane jest wyznanie miłosne do… kota. Kota, który 50 lat temu postanowił uczynić z tej szkoły swój dom.

room 8

undefined

12.02.2024

„Dbajcie o odpowiednie zabezpieczenie domu”. Kot utknął w ścianie podczas remontu

Ten tekst przeczytasz w 1 minutę

Kot o imieniu Chichi utknął w ścianie między pierwszym a drugim piętrem. Szybka interwencja strażaków uratowała go z opresji.

kot utknął w ścianie

undefined

null

Bądź na bieżąco

Zapisz się na newsletter i otrzymuj raz w tygodniu wieści ze świata kotów!

Zapisz się